Minęło
kilkanaście dni, kiedy ostatni raz wyobrażałam sobie jak to będzie, kiedy mały
podrośnie. Wiedziałam, że nawaliłam na całej linii. Nie tak powinno się stać.
Boję się, że kiedyś spotkam się z nim przypadkowo na ulicy, a on mnie nie
pozna. Głupia ty jak on może cię poznać jak był malutki, kiedy go zostawiłaś
pod drzwiami bełchatowskiego przyjmującego. Nie wiem, co mnie podkusiło żeby to
zrobić, ale co się stało to się nie odstanie.
Od
tygodnia mieszkam w Bełchatowie. Dlaczego powróciłam? Sama nie wiem. Tak serce
mi podpowiadało. Podpowiadało, że powinnam wrócić tam gdzie moje miejsce. Do
męża i dziecka, za którym się stęskniłam i nawet, jeśli byłaby potrzeba
wskoczyłabym za nimi w ogień. Chciałabym powrócić do Michała, ale czy to jest w
ogóle możliwe. Czy on mi wybaczy, co zrobiłam? Czego się dopuściłam? Wątpię.
Nawet nie miałabym oto żalu. Jestem zła na siebie, że tak się stało. Stało się
przeze mnie, przez moją głupotę, przez to, jaka byłam. Nigdy to nie powinno się
wydarzyć. Przecież przed ołtarzem przysięgaliśmy sobie, że nie opuścimy się aż
do śmierci nawet, jeśli byśmy byli chorzy, a nic nam nie można było pomóc.
Nawet jakbyśmy nie mieli siły się sobą opiekować. Tak właśnie było, a czasu
niestety nie da się cofnąć.
Od
tygodnia, co noc śni mi się ona. Ona, która już teraz nic nie powinna dla mnie
znaczyć. Ona, która powinna być blisko nas, naszego syna. Ona, która mimo tego,
co zrobiła zawsze będzie mi się kojarzyła z czymś dobrym, mimo, że tak
postąpiła. Dawno mi się nie śniła, a teraz nie ma nocy żeby mi się,
niepokazywała. Czy to jakiś znak? Wątpię. Kochałem ją, ale ona wybrała innego.
Jego. Wybrała kogoś, kto jej da więcej niż ja przez całe życie, całe te
cholerne życie. Śniło mi się, że chce mi odebrał małego Michała, że walczy ze
mną w sądzie, aż w końcu mówi, że to nie ja jestem jego biologicznym ojcem
tylko jej kochaś. Nawet, jeśli tak się nie stanie to samo przypomnienie sobie,
co się może stać przyprawia mnie o dreszcze. A co wtedy jak to się stanie? Co
się wtedy stanie? Odbiorą mi go, mimo, że od kilku miesięcy staję na rzęsach żeby
go wychować, żeby miał wszystko, czego jest mu potrzebne i tu nie chodzi o to,
że daje mu zabawki i tego typu pierdoły tylko o ciepło rodzinne, stabilizację,
spokój.
Kilka
dni później...
Idę
do sieciówki ze znanym czerwonym owadem w kropki w swoim logo. Robię jak zwykle
najpotrzebniejsze zakupy, nie przypuszczałam, że kogoś mogę spotkać, na kogoś
wpaść i dlaczego właśnie jego. Dlaczego akurat jego? Próbowałam wyminąć go
szybko uciekając do kasy jednak nie było to takie proste. Trudno przecież
przejść niezauważonym. Prawda nie? Zauważył mnie. To nie powinno się stać nie
teraz, ale wtedy, kiedy. Głupia byłam, że słuchałam serca i powróciłam na tak
zwane stare śmieci, powinnam zostać tam gdzie wcześniej byłam. Daleko od
Bełchatowa, daleko od niego. Zaczął krzyczeć i biec w moją stronę. Mimo, że
biegłam przed siebie jak szybko się dało nie miałam gdzie się ulotnić. Teraz
albo nigdy. Lepiej by było nigdy. Rozmowa nie trwała w najlepsze. Dużo
wrzasków, wzajemnych żali. Nic z tego nie wynikło jedynie tylko ból. Ból,
którego nic nie jest w stanie zagłuszyć.
Spotkałem
ją przypadkowo w supermarkecie, na pierwszy rzut oka nie poznałem ją. Zmieniła
się i to na dobre. Nie chodzi o to, że przytyła po ciąży, zestarzała się przez
te kilka miesięcy czy coś w tym rodzaju. Po prostu była inna. To nie była ta
osoba, którą wcześniej znałem. Pamiętam ją jeszcze, gdy się wyprowadzała, a
raczej uciekała gdzie pieprz rośnie. Była całkiem inna.
To
nie była rozmowa, to były wrzaski i wzajemne żale, oskarżenia o to, co się
stało, ale czego się spodziewaliśmy. Ciepłych słów? Pocałunków na środku
sklepu? Przytulenia? Spokojnej wymiany zdań i uśmiechów? Czego właśnie
chcieliśmy? Sami do końca tego nie wiedzieliśmy.
Jednak wiedziałem, że bardzo ją kocham i nic tego nie zmieni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz